poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Poseidon RDA - potwór

Poseidon RDA (Rebuildable Dripping Atomizer) czyli atomizer do zakraplania. Nie moja bajka, osobiście nigdy nie miałem i chyba (?) się nie skuszę na wynalazek który trzeba co jakiś czas (stosunkowo często jak sądzę) otwierać i napełniać żeby sobie popalić. Niemniej, ten konkretnie atomizer wzbudził moje zainteresowanie z uwagi na możliwość zamontowania ogromnej liczby grzałek - aż 8 sztuk! Grzałki umieszczone są pionowo - z jednej strony łatwy montaż grzałek, z drugiej zaś problem z przewinięciem waty? Nie mogę sobie też wyobrazić jak dużego napięcia trzeba temu potworowi żeby całość "zagrała" jak trzeba?

Dostępny w necie za około 23 $ (na dziś jest to około 72 zł) + koszt przesyłki

W każdym razie wygląda to ciekawie - ciekawe jak pali? :D :D :D

http://www.ecigsejuice.com/poseidon-rda-atomizer/



a tutaj można zobaczyć jak pali wersja z czterema grzałkami (od 13:40)



poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Fogger V 4.1 - pierwsza realna konkurencja dla Kayfuna?

- NIC Z TYCH RZECZY! Przynajmniej nie bez własnych modyfikacji.

Poniższy post to trochę taki dziennik mojej przygody dotyczącej tego parownika. To dlatego poszczególne wpisy mogą być skrajnie różne od euforii po całkowitą depresję :)

Początki:
Nie mogłem sobie odmówić zakupu tego parownika - cena bardzo przystępna bo raptem 89 zł. Ja swój zakupiłem w e-dymie, na opakowaniu widnieje napis "Fogger 4.0" produkcji Yi Loong (Chińczyk)

Z wyglądu wg mnie znacznie ładniejszy od Kayfuna (czy tam innego ruska), szklana bańka to zupełnie inna jakość niż plastikowe tuby choć wiadomo jakie się z tym wiąże ryzyko. Jeśli chodzi o spasowanie gwintów i ogólnie wykończenie to muszę powiedzieć że byłem nieco rozczarowany. Niby wszystko jest dobrze i trochę się tu czepiam ale to jednak nie ta jakość co np Magoo. Gwinty chodzą trochę ciężko, poszczególne elementy blokują się - ciężko je od siebie odkręcić (to zapewne wina także temperatury i samego liquidu). Regulacja powietrza nie jest może tak bajeczna jak w Nautilus Aspire - ale jest i da się z niej korzystać - choć ja i tak zwykle palę na pełnym otwarciu. Oprócz tego warto wspomnieć o małych luzach ustnika (są one bardzo małe i zupełnie w niczym to nie przeszkadza, może tylko trochę irytować). Pojemność tego atomizera to wg różnych źródeł 5-6 ml (przy okazji wezmę strzykawkę i sprawdzę to zaktualizuję info).

Parownik mam od około tygodnia. Wiem - to nie jest dostateczny czas by wyrobić sobie o danym parowniku opinię - niemniej jestem teraz jak to się mówi "na gorąco" z tematem robienia do tego grzałek więc napiszę to wszystko co mi chodzi po głowie. Obecnie jestem po około 8 takich próbach. 

Po pierwsze, nie jest to parownik tak banalnie prosty i wdzięczny jak Kayfun. Jest to konstrukcja dość kapryśna. Kayfuna można złożyć w dosłownie kilka minut - nie uwzględniając przygotowania grzałki, przekładka waty z napełnieniem to maks 5 min roboty i rezultat za każdym razem jest niemal identyczny. Są oczywiście drobne różnice, bo raz waty damy mniej raz więcej i gdzieś na koniec jest to odczuwalne - łatwiej/trudniej się zaciąga i smak jest nieco gorszy/lepszy to jednak różnice te są dość przewidywalne i nie mają aż tak dużego wpływu na końcowy wynik. Innymi słowy rezultat zawsze jest przynajmniej "dobry" i da się "palić" i fajnie - za to kocham ten parownik.

Podobnie jak w Kayfunie najważniejszą kwestią tutaj jest odpowiednio przygotowana grzałka (w tym przypadku zbudowana z dwóch grzałek połączonych równolegle. Raz starannie przygotowane posłużą nam całe miesiące dlatego warto się do tego przyłożyć i nie robić tego w pół do drugiej w nocy :) albo po całym dniu pracy...

Do konstrukcji grzałek (testy) używałem różnych drutów. Wg mnie optimum to druty grubsze Kanthal 0,25 do 0,3 z tej prostej przyczyny, że są one bardzo sztywne, nie deformują się, nie przepalają oraz łatwiej przekładać przez nie watę (od dawna nie bawię się w sznurki). Wadą oczywiście jest większa ilość zwojów - czyli sam rozmiar grzałki (w stosunku do cieńszych drutów) a co za tym idzie znacznie większa bezwładność grzałki. Oznacza to że trzeba dłużej zaczekać żeby rozgrzać grzałkę (zwłaszcza przy pierwszym zaciągnięciu), grzałka dłużej stygnie więc nawet jak już nie podajemy napięcia to nadal trochę "pracuje". Są to jednak wady do zaakceptowania, zwłaszcza że dzięki temu nie musimy przy wymianie waty (lub ewentualnych poprawkach) bawić się w nawijanie grzałek od nowa co w tym przypadku (dual coil) jest dość uciążliwe. Nie dość że musimy zrobić dwie grzałki, to jeszcze mają one wspólne mocowanie co skutkuje przesunięciami na grzałkach podczas procesu dokręcania śrubek. Ciężko jest samemu zapanować nad prawidłową pozycją obu grzałek i jednocześnie dokręcać śruby ale daje się to zrobić.

Dobrym patentem na robienie grzałek do tego parownika jest metoda polegająca na przykręceniu drutu do jednego mocowania, wetknięcia pręta (wiertła?) o średnicy około 2-2,2 mm (ja używałem do tego celu śrubokrętu zegarmistrzowskiego) w otwór powietrzny - tj. pionowo - a następnie nakręcanie drutu na ten pręt ale obracając parownik (z przykręconą baterią jest łatwiej) a nie kręcąc samym drutem. Różnica jest taka że nie dochodzi do skręcania drutu wokół własnej osi a co za tym idzie tak nawinięta grzałka praktycznie nie sprężynuje. Po nawinięciu 9-12 zwojów (trzeba je liczyć żeby wiedzieć ile potem zwojów będzie miała druga grzałka) ale nie obcinając jeszcze drutu, przykręcamy go do drugiego mocowania. W tym momencie wyciągamy nasz pręt/drut/śrubokręt i sprawdzamy jaki przy tylu zwojach wyszedł nam opór (jeśli nie wyciągniemy prętu opór będzie zerowy bo sam pręt doskonale przewodzi). Ponieważ mój mod Innokin SVD nie pracuje z grzałkami poniżej 0,8 oma pojedyńcza grzałka musiała być minimalnie 1,7 oma. Wynika to ze wzoru na oporność grzałek pracujących w układzie równoległym. Oporność całkowita R = R1*R2/ (R1+R2) gdzie R1 to opór grzałki nr 1 a R2 to opór grzałki nr 2. Przy 9 zwojach drutu Kanthal 0,3 wyszła mi oporność 1,8 oma (dla pojedynczej grzałki). Wiedziałem już więc że te 9 zwojów wystarczy ale gdyby oporność wyszła zbyt niska np 1,5 oma to odkręcił bym z drugiego mocowania drut i po prostu dokręcił jeszcze jeden zwój. Następnie w drugi otwór powietrzny przekładamy nasz pręt i nawijamy dokładnie taką samą ilość zwojów jak dla pierwszej grzałki. Pozostało nam dokręcić przewód do pierwszego mocowania oraz przekręcić grzałki do pozycji poziomej. 
Kolejny krok to przewinięcie grzałki watą. Tu jest chyba najwięcej problemów bo jeśli zrobimy to źle mamy albo wycieki przez otwory powietrzne albo zbyt płaski smak lub co gorsza palenie na wpół sucho czyli tzw. "bobra".

Jeśli chodzi o watę - obecnie robię to dokładnie tak samo jak pokazano na tym filmie (od 28 minuty) choć oczywiście próbowałem także innych sposobów.



Od siebie dodaję tylko jedną małą modyfikację - mianowicie, pomiędzy grzałki oraz na druty między grzałkami a mocowaniami daję niewielką ilość waty. Wg mnie dzięki temu żadna część druta nie nagrzewa się "na sucho" (dym nie drapie tak w gardło! i nie ma efektu duszenia) i poprawia się nieco (tzn. zmniejsza) przepływ powietrza a co za tym idzie smak jest bardziej intensywny. Są też osoby które kładą wąskie wałki waty na same grzałki wzdłuż, tak by ich końce łączyły się z watą normalnie wychodzącą z grzałki - ponoć to dodatkowo "zmiękcza" i schładza dym - osobiście jeszcze nie próbowałem bo nie czułem takiej potrzeby.

Finalnie grzałka wyszła mi 0,9 oma i palę to na 12-15W (15 to maks mojego sprzętu dlatego zależało mi na stosunkowo niskiej oporności by było czym regulować)

Co mogę powiedzieć o samym paleniu. Jest zdecydowanie inaczej niż na Kayfunie, tutaj przynajmniej przy obecnych ogromnych otworach powietrznych i otwartej na full regulacji powietrza trzeba się zaciągać "do płuc" - inaczej nie wytwarza się dostateczny cug powietrza by całość "zagrała" na grzałce jak trzeba dając dobrą - gęstą i smaczną chmurkę i jednocześnie wytwarzając podciśnienie nasączające odpowiednio watę. Ciągnąc bezpośrednio do płuc cug jest już dobry - to się daje wyczuć choć bardzo ciężko to opisać.
Ten rodzaj palenia jest zupełnie inny niż tradycyjny czyli sytuacja w której zaciągamy się do ust a następnie dopiero do płuc. Kombinując z średnicą otworu powietrznego daje się w dużej mierze ograniczyć ten ciąg ale nadal jest nieco inaczej/gorzej niż w obecnie najlepszym na rynku (wg mnie) Kayfunie. Dzieje się tak chyba dlatego że usta muszą wyssać powietrze z parownika przez dwie grzałki jednocześnie, przez znacznie większą ilość waty i drutów a to stanowi już jakieś wyzwanie - niemniej smak jest wówczas baaaaaardzo ale to bardzo intensywny, znacznie bardziej intensywny niż w poprzednio wspomnianym Kajtku mimo że optycznie dymu jest trochę jakby mniej. Dla mnie jest to całkiem dziwne i nowe doznanie.

Na forach czytałem że ludzie kombinują z wkładaniem w otwory powietrzne wewnątrz podstawy metalowe (dokładniej mosiężne) rurki które zmniejszają średnicę z 2,5 na 1,6 mm i jednocześnie podnoszą te otwory wyżej. Wydaje mi się że jest to bardzo dobry pomysł, dzięki czemu strumień wsysanego powietrza będzie bardziej skupiony i przez to silniejszy punktowo na grzałkę podobnie jak to jest zorganizowane w Kayfunie. Rureczki już zamówiłem, czekam teraz na dostawę i będę się dalej bawił.

Podsumowując: Parownik zdecydowanie trudniejszy od Kayfuna ale do opanowania przy odrobinie chęci i czasu. Daje znacznie bardziej intensywny smak kiedy już go okiełznamy i absolutnie nie dusi, nie drapie/parzy (pierwsze próby także moje kończyły się własnie w ten sposób). Za tę kwotę godny polecenia każdemu bardziej zaawansowanemu użytkownikowi. Na obecną chwilę palę go naprzemiennie z Kajtkiem i nie potrafię się zdecydować co bardziej mi odpowiada (no może trochę bardziej Kayfun jednak ale to może być wynik kilkumiesięcznego przyzwyczajenia) a to już wielki sukces tego parownika (!) - zważywszy na to że mój obecny setup nie jest jeszcze pewnie idealny oraz na ilość różnych parowników które przewinęły mi się przez ręce - dotąd Kayfun był bezkonkurencyjny.

[edit 1 dzień później i jakieś dwa tankowania]
Jeszcze nie doatrały do mnie rurki do modyfikacji otworów powietrznych ale już teraz mogę stwierdzić że surowa i świeża grzałka "dotarła się" - zebrał się na niej mały "nagar" dzięki czemu dym stał się delikatniejszy i jednocześnie można było podnieść napięcie do 12,5-13 W. Przy połowicznie przymkniętych otworach powietrznych trzeba się nadal dość mocno zaciągać - metodą raczej do płuc ale ... ilość dymu i jego jakość sprawiają że do Kayfuna wracam teraz tylko na kilka tzw. "buchów" bo po nich mam nie odparte uczucie że czegoś mi jednak brakuje, tej intensywności, tego smaku (!) sama ilość dymu jest teraz bardzo zbliżona - chyba nawet większa od Kayfuna (nie umiem tego obiektywnie porównać przez zupełnie inny rodzaj zaciągania) ale to na prawdę w moim odczuciu nie jest już teraz nawet istotne. Generalnie po prostu wolę na dzień dzisiejszy palić na Foggerze i jeśli ta tendencja się utrzyma to Kayfun za kilka dni opuści mój podręczny bagaż i zamieszka na stałe w szufladzie, bo nie widzę sensu noszenia go przy sobie skoro Fogger jest niezawodny - tzn. nie ma żadncyh wycieków, pali jednostajnie bez żadnych cyrków. Jest świetnie :) Wygląda więc na to że tak jak Kayfun wyparł Magoo, tak Fogger wyprze Kayfuna - zobaczymy :)

[edit 8 dni później i jakieś 5 kolejnych wersji setupu]
Poprzedni edit to była jednak chwilowa euforia. Prysła niemal tak samo szybko jak przyszła... Szkoda.
Rurki dotarły, zamontowałem, żadnej wyraźnej różnicy nie odczułem. Szybko je więc wyjąłem bo tylko świstało (między rurkami a otworem w capie jest jednak zawsze jakiś maleńki luz i tamtędy powietrze sobie hulało).
Zauważyłem natomiast dwie rzeczy. Po pierwsze im grzałka wyżej w stosunku do otworu tym gorzej. Po prostu powietrze rozkłada się jakoś inaczej wewnątrz tej komory z grzałkami i jest dupa a nie palenie. Grzałki muszą być nisko! To niestety generuje problem - ciężko jest ułożyć tak grzałki - zwłaszcza ich podłączenie do pinów plus/minus i zmniejsza się ilość waty w grzałce/do podstawy.
Druga sprawa to same dość długie w porównaniu do Kayufna "wąsy" przyłączeniowe. To chbya największa bolączka tego parownika. Jest ich w sumie 4 bo po dwa na każdą grzałkę. Każdy ma kilka mm długośći więc razem robi się z tego kawał drutu. Jeśli zostawi się je nie osłonięte watą to dają bardzo paskudny smak, wg mnie jest to już "futrzak" lub "bóbr" - jak kto woli. Czasem jest to mniej odczuwalne, czasem bardziej ale jednak zawsze jest i założę się że nie jest to także zdrowe. Tak więc, oprócz waty normalnie do grzałki i do kanałów trzeba wg mnie ładować watę także pomiędzy grzałki - na tyle dużo by żaden drut doprowadzający prąd do skręconych zwojów nie był na wierzchu. To też nie jest wcale łatwe zadanie - nadmiar waty wydatnie zmniejsza przepływ powietrza przez cały układ. Durna dłubanina, mokre łapy, stracony czas. Nie daj boże przyjdzie do głowy jakaś modyfikacja i całość trzeba robić od nowa... no dramat.
Nawet jeśli dobrze wszystko oblepimy watą i uzyskamy dobry (satysfakcjonujący) efekt to wata między grzałkami bardzo szybko robi się "brudna" - no zanieczyszczona, bardzo szybko zaczyna się psuć smak. Wg mnie dzieje się tak dlatego że duża część tak przez nas pożądanego gotowego "dmyku" zamiast trafić do płuc trafia właśnie na tę watę, która robi chcąc nie chcąc za filtr, jednocześnie ograniczając dopływ powietrza do grzałki co wyraźnie negatywnie wpływa na jej skuteczność. Innymi słowy bez waty w środku pomiędzy grzałkami cała konstrukcja dymi dużo lepiej ale co z tego skoro nie da się tego palić?

Zastanawiałem się jak to jest że jest w necie jednak tyle osób które wolą ten parownik od Kajtka? Wg mnie by parownik ten miał szanse działać prawidłwo potrzebne jest zupełnie inne mocowanie. Dlaczego nie zrobili tak jak w Kayfunie x 2? Szukałem więc w necie w różnych zakamarkach i natknąłem się przypadkiem na taki oto wynalazek :



no i tutaj mocowanie jest jak potrzeba - widać od razu że nie będzie problemu z drutami zasilającymi a otowory powietrzne wypadną centralnie pod grzałką bez żadnego cudaczenia. Genialne w swojej prostocie wydawać by się mogło :) Ciekawe tylko czy taki "mały" bo raptem podwójny kanał dla płynu wystarczy?

W każdym razie, na dziś jestem bardzo zniechęcony do Foggera i nikomu go nie polecam, mam poczucie że i tak dostał już zbyt wiele szans ciągle mnie rozczarowując.


[edit - dzień później]
trafiłem na fajny tekst opisujacy typowe dla mnie problemy z tym atomizerem oraz pomysł jak temu zaradzić - czyli jak skrócić piny zasilania. Chyba spróbuję - co mam do stracenia?
art. tutaj, swobodnie można przwinąć tekst do obrazków:

http://www.fasttech.com/forums/1670700/t/1266538/review-3-parts-the-fogger-v4-fogging-like-a-fogger

[edit - kolejny dzień]
Jak pisałem powyżej tak też zrobiłem. Wychodząc z założenia że winą za ogólnie zły smak/jakość dymu ponoszą zbyt długie "wąsy" grzałki postanowiłem zmienić nieco wewnętrzną konstrukcję. Pin plusowy (ten krótszy) ucięty został brzeszczotem do metalu - poszło o dziwo dość łatwo i bez żadnych komplikacji. Po ucięciu bez trudu wkręciła się w niego śrubka mocująca drut. Drugi pin - ten dłuższy - nie miał już tyle szczęścia. Po ucięciu okazało się że śrubka "nie chwyta". Nieco go zgniotłem kombinerkami starając się ponownie srubką wyrzeźbić gwint wewnętrzny ale niestety operacja ta się nie powiodła. Pin w ogóle zaczął latać i szbyko okazało się że jest w pełni wykręcalny. Po wykręceniu go bez problemu znalazłem 3 inne srubki które pasowały gwintem (gdyby ktoś się zastanawiał były to śruby z dysku hdd, jakieś od laptopa i inne z tego typu urządzeń które szlajały się w mojej kuwecie z śrubkami). Gwint musi być dość standardowy, podobnie jak i sama średnica otworu. Problemem okazała się natomiast główka śrubki bo niemal wszystkie były zbyt duże by po wkręceniu w podstawkę nie stykały się z biegunem dodatnim. Ostatecznie jedna z śrubek jest niemal na styk - gołym okiem wygląda to tak jakby jednak się stykała. Na szybko przykręciłem luzem kawałek drutu i jasne było że zwracia jednak nie ma. Miałem nawet delikatnie przyszlifować tę głowkę ale koniec końcow po prostu zostawiłem to jak jest wkręcając srube bezpośrednio do samego dołu podstawki. Dzięki temu 2 z 4 doprowadzeń mogłem położyć zupełnie na podstawce - podnosząc je dopiero przy samej grzałce. Tak samo robiło się w przypadku parowników typu mesh - więc bardziej zaawansowani użytkownicy zapewne domyślą się na czym polegała koncepcja.

i tak w oryginale wygląda to tak:

a tak wygląda po modyfikacji:



Na powyższych fotach widać grzałki o średnicy około 2,2 (śrubokręt zegarmistrzowski) -10 zwojów Kanthal D 0,3 oporność w granicy 1 oma. Drut bardzo sztywny, mało plastyczny przez co ciężko go układać. Jest to chyba jednak nieco zbyt duża średnica bo grzałkę ciężko ułożyć tak by nie stykała z pinem plusowym lub obudową komory no ale w zamian do środka wchodzi pokaźna ilość waty. Następnym razem na pewno zrobię je na średnicy 2,0 mm.
A jak się pali? Noo jest na prawde dobrze, duużo dużo lepiej niż było. Tym razem nie upychłem już dodatkowej waty w środek, pomiędzy grzałki. Zobaczymy...

[Edit kolejny dzień]
Zmieniłem grzałkę na mniejszą. Tym razem drut 0,25 również 10 zwojów na grzałkę oporność wyszła 1,2 oma - drut znacznie bardziej miękki, grzałka wyszła nieco mniejsza i węższa, lepiej pasuje nad otwór powietrzny, łatwiej mieści się w kubek, szybciej się rozgrzewa i stygnie. Pale na tym setupie, napięcie małe, zaczynam od 7,5W zobaczymy co będzie dalej. Mam wrażenie że delikatnie jeszcze "bobrzy" ale może to zbyt świeża grzałka - liczę na to że po kilku godzinach nagar na grzałkach pozwoli podnieść także moc i poprawi ogólną jakość chmurki.

[Edit - 4 dni później]
Nic już nie grzebałem przy grzałkach. Zmieniłem natomiast kilkukrotnie watę raz dając jej mniej raz więcej. Obecnie dałem jej bardzo mało i dość luźno. Przy zakręconych prawie całkowicie otworach powietrznych (tak 70-75% mniej w stosunku do pełnej dziury) okropne świstanie podczas zaciągania praktycznie ustało a opór zaciąganego powietrza stał się zbliżony do Kayfuna. Moc obecnie 9,5W wydaje się w sam raz (grzałka wynikowo jest 1,2 oma). Dymek jest słodki i nie drapie choć mogłoby go być więcej. Próby powrotu na Kayfuna kończą się od kilku dni porażką - po prostu przy tym samym płynie którego używam o mocy 12 mg/ml kayfunem nie idzie się napalić, smak i kop jest odczuwalnie mniejszy. Innymi słowy na dziś wole tego zmodyfikowanego Foggera, mimo upierdliwości jakie są z nim związane. Ciągle myślę o zakupie nowego parownika tj. Big Buddah tyle że jest to bardzo szeroki parownik do którego nie mam zasilania :)

[Edit kolejny dzień]
Nie pisałem o tym wcześniej - temat odpowietrzenia. W tym parowniku z uwagi na ilość i wielkość tych kanałów którymi wpływa płyn na watę żeby uniknąć wycieków najlepiej jest watkę włożyć minimalnie - dosłownie odrobinkę rzędu około 1 mm w kanały - nie więcej bo może blokować dopływ płynu. (trzeba także pamiętać o tym by wata w grzałce nie była zbita i by nie była zbyt ciasno). W Kayfunie nigdy tak nie robię, tam po prostu kładę watę na płasko pod kątem 90 stopni i praktycznie nigdy nie mam żadnych wycieków. Tutaj w Foggerze jest o dziwo inaczej i przy tak ułożonej jak w Kayfunie wacie wyciek jest prawie zawsze. Zauważyłem jednak że tak skonstruowany "setup" wymaga odpowietrzenia. Nie wystarczy po prostu zalać i cieszyć się chmurką. Odkryłem to w sumie przypadkiem, testując palenie przy mocno zamkniętych otworach powietrznych a jednocześnie dość mocno ciągnąc powietrze przez ustnik. W pewnym momencie coś się wydarzyło - ciężko to bardzo opisać - spadł przepływ powietrza a pojawiła się słodycz i intensywność - coś "zaskoczyło". Od tej chwili bąbelki zaczeły ładnie wypływać z dolnych otworów niemal po każdym zaciągnięciu. Jestem prawie pewny że oprócz tego że uleciało powietrze nastąpiło coś w rodzaju wyrównania ciśnień. Wydaje mi się że teraz płyn sam pcha się na grzałkę w chwili gdy zostaje z niej odparowany - takie auto uzupełnienie. Obecnie ciągle palę tylko i wyłacznie na Foggerze. Smak i jego intensywność - już się do niego przyzwyczaiłem do tego stopnia, że gdy przesiadam się na Kayfuna zaczynam się zastanawiać co jest nie tak! Przwinąłem nawet nową grzałkę i nabiłem nową watą i poszedłem na długi spacer w miasto i ... wtedy uświadomiłem sobie po prostu że teraz na Kayfunie już nic nie będzie takie jak przed Foggerem. Dym z jednej grzałki nie da takiego efektu jaki potrafią dać dwie dobrze wentylowane grzałki - ot cała filozofia. Apetyt rośnie w miarę jedzenia a człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do lepszego :D
Mój zmodyfikowany Fogger "daje rade" choć muszę przyznać że nie lubię się w nim grzebać. Nadal sądzę że Big Buddah pobije go na głowę i to nie tylko prostotą obsługi i pojemnością. Jeśli więc masz Kayfuna i chcesz/rozważasz zakup Foggera - odradzam, lepiej chwilę poczekać i kupić Buddę.

[Edit kilka dni później]
Jestem zmęczony i znudzony. Rożnego rodzaju problemy techniczne i nie kończące się eksperymenty  z tym parownikiem, sposób w jaki podgrzewa chmurkę (co by nie robić nie jest on tak subtelna, tak delikatna), sposób w jaki trzeba się zaciągać (siła wkładana w to zaciąganie żeby wytworzyć podciśnienie oraz sposób - tj. bardziej bezpośrednio do płuc) - to wszystko sprawia że zatęskniłem po kilku dniach do prostoty życia  e-palacza jakie wiodłem z Kayfunem. Od dwóch dni na powrót palę znowu tylko na nim. W Foggerze używałem płynów o mocy 12 mg, w Kayfunie jest to już 18 mg by "kop" był podobny. Dzięki temu jednym i drugim bez problemu mogę się "napalić" i mimo że chmurka z Kayfuna nie jest tak smaczna/intensywna i że trochę mi tu czegoś brakuje to jest jakby większa (w każdym razie duża) bez jakiegoś specjalnego wysiłku. Fogger póki co leci do szuflady ale nie wykluczam że jeszcze do niego wrócę.

[Edit 11.2014]
Widziałem że na jednym z forów ktoś się wypowiedział, że spieprzyłem setup zbyt wąskim drutem. Cytując całe zdanie: "Przeczytałem link podesłany przez kolegę - IMO - gość spitolił foggera i to konkretnie. Wcale nie trzeba nic modyfikować, pali dużo lepiej od kayfuna - tyle że drut 0,35 lub 0,4 lub 0,5 i jest gitarka - ja sprzedaje głównie dlatego że jednak smakiem nic nie przebije dobrego gienka na meshu"

- Dzięki za uwagę. Może komuś się przyda. Szkoda że kolega nie napisał do mnie wcześniej - chętnie bym sobie to sprawdził, podyskutował... - wtedy.

Nadal nie bardzo widzę ukręcanie do tego dwóch grzałek na drucie 0,35 lub tym bardziej 0,4 a następnie zawijanie ich na tych maleńkich śrubkach bo drut będzie uciekał przy dokręcaniu. Pomijam też kwestie oporności powstałego w ten sposób setupu... 2x6 zwojów drutu 0,35 na 2 mm średnicy (żeby się zmieściło w tej małej komorze) to mi wychodzi że opór finalny wyjdzie około 0,4 oma. Na moim SVD które to wówczas posiadałem nie miało to szans wystartować, teraz gdy posiadam Nemesisa (dla tych co nie wiedzą - mod mechaniczny) zapewne by to ruszyło i kto wie - może nawet dobrze by się paliło?

Teraz... mam Big Drippera (klon) w którym jest znacznie więcej miejsca na grzałki i watę i nie ma takich problemów technicznych z jakimi walczyłem z Foggerem. Ok może to ja jestem ułomny i po prostu mam do niego dwie lewe ręce? W każdym razie ten spieprzony Fogger v4 nie bardzo mnie już interesuje. Ten konkretnie parownik nie budzi dziś we mnie żadnych pozytywnych uczuć i nadal nie zamierzam go nikomu polecać. Jak już ma być coś w tym stylu to może jednak parownik ORCHID V4 - tam drut można grubszy bez większego problemu dokręcić, komora jest ciut większa więc grzałki powinny się łatwiej miescić a i waty więcej wejdzie no i co bardzo przydatne mamy aż cztery piny do montażu grzałek - w Fogerze tylko dwa piny to jakaś pomyłka (teraz dopiero to rozumiem) bo przy dokręcaniu zawsze któraś grzałka ucieka na boki.

Czekam na Wasze pomysły i setupy, może macie jakiś inny "złoty środek" ?