Jak wpsomniałem w poprzednim poście, był to mój pierwszy zestaw. Wspominam go z sentymentem, bo ten e-papiersoek był w porównaniu do dzisiejszego zestawu bardzo mały i zgrabny. Małe napięcie, duża oporność grzałki (2,4 om) dawały bardzo dobry smak choć jak na dzisiejsze standardy małą ilość dymu. Wówczas jednak było to maksimum tego co mogłem uzyskać na kupionym w sklepie zestawie, bez eksperymentowania i żadnej zabawy, tak mi się przynajmniej wydawało. Potrzebowałem coś co się nie rozpadnie po tygodniu użytkowania, coś co cieszyło się dobrą opinią. Taki wówczas był dla mnie zestaw Volisha. Do dziś uważam zresztą że jest to niezły zestaw, wystarczy wymienić grzałkę na podwójną - "dual coil" o mniejszej oproności (1,8 om) i już jest całkiem nieźle. Z tego zestawu korzysta obecnie moja żona i również go sobie chwali.
Volish Crystal 2 - zestaw |
Kilka słów o baterii z zestawu.
Jest to bateria o pojemności 900 mAh, czyli stosunkowo dużej pojemności jak na baterie tego typu w tamtym czasie (dziś bez problemu można mieć 1100 a nawet 1300 mAh w zbliżonej wyglądem obudowie). Napięcie jakie podaje bateria to teoretycznie 3,6-3,7V choć mój miernik pokazywał na jednej baterii z zestawu nawet 3,9, na drugiej 3,7. To 0,1 V wydaje się bardzo małą różnicą jednak możecie mi wierzyć jest to różnica odczuwalna, zwłaszcza jeśli używa się grzałek o małym oporze - a przy baterii bez regulacji napięcia jest to w zasadzie konieczność (nie znam nikogo kto na 3,6V wapuje z grzałką typu 2,4 om). Co ważne bateria posiada stabilizację napięcia - tzn że bateria od rana do samego końca podaje takie samo napięcie na grzałkę aż do chwili gdy bateria jest całkowicie rozładowana. W bateriach bez stabilizacji, rano pali się pięknie, w ciągu dnia jest coraz słabiej a wieczorem praktycznie nie da się już palić bo bardzo kiepsko grzałka produkuje chmurkę.
bateria Volish EGO - 900 mAh |
To co mi się w tym zestawie nie podobało to jego delikatność - bo notorycznie łamałem parownik nosząc papierosa w tylnej kieszeni spodni :D Ponadto przy zastosowaniu grzałki o małym oporze owszem dymu było więcej ale bateria przestała wystarczać na cały dzień a i sam parownik zaczął szybciej "wysychać" co zmuszało mnie do częstszego jego uzupełniania i noszenia wszędzie ze sobą butelczyny z liquidem. Nalewanie płynu w tak mały otwór jaki jest w tym parowniku też nie należało do przyjemności tym bardziej że zwykle coś mi się tam rozlało i trzeba było to czymś wycierać. Tak, to było upierdliwe :) choć miało trochę uroku, dla mnie to była taka ceremonia - coś jak palacz fajki który musi tę fajkę najpierw przepalić, nabić itp itd żeby potem oddać się tej chwili przyjemności.
Zacząłem się więc rozglądać za czymś innym, pozbawionym tych wad ale o tym w kolejnym poscie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz